Dobrze, skoro to szczera rozmowa
Przyznamy, przydałyby się wczasy.
Tak nas boli, gdy trzeba hamować.
To nie te lata, nie te zawiasy.
Figle, wygłupy, urok młodzieńczy
Razem z farbą już od nas odeszły,
Gdy w skrzypienie zmieniono głos wdzięczny,
Nastały smutki i wiek podeszły.
Gdzie dawna gładkość, błysk, siła stali?
Wnet zamiast tego gwoździe rdza stoczy.
Sądnego dnia, gdy nas otwierali,
Zapadła klamka, nie chcąc zaskoczyć.
W zgarbione deski żałość wezbrała
I wiatr nam obrzydł, i ludzkie ręce.
Nagle jest ulga – olej dla ciała.
Nie będziemy trzeszczeć nigdy więcej.
Jak piękna jest płaszczyzna obrotu,
Ruch płynny, dyskretny w progu włości,
Kiedy swobodnie i bez kłopotu
Umiemy dzielić, witamy gości.
Drzazgi siwizny są przykryte,
Przeżywamy w murach młodośc drugą.
Chcemy wyznać, to niesamowite!
Pasujemy do siebie z framugą.
Czasem tylko siebie zapytamy,
Gdy nas szarpnięcie mocne obudzi,
Czy my na zewnątrz świat zamykamy,
Czy może siedzących w środku ludzi?